Olga Małkowska „PAN MÓWI DO MNIE”
Pan mówi do mnie, chociaż nie na górze, w anielskich chórów przepysznym orszaku i w jakimś dziwnym gorejącym krzaku. On mówi do mnie wszędzie, tam w purpurze słońca, co w dali stroi ludzkie role w ostatnich blasków świętą aureolę. On mówi do mnie szmerem górskich zdrojów, rozgwarem ptasim wśród leśnych ustroni, czasem uściskiem mocnych, bratnich dłoni, lub głosem własnych serca niepokojów. Nieraz przez oczy patrzy na mnie, dzieci, z ziemi, z gwiazd, z mlecznych dróg głos Jego leci. "Otom Ja" - wszędzie słyszę Go dokoła, w poświstach wichru, w drzew poważnym szumie, w rąk ukwieconych pogodnej zadumie. "Otom Ja" - każdy kamień do mnie woła, a każdy kamień jest przymierza skrzynią, a świat dokoła cały jest świątynią.
I tak, jak Mojżesz przed ognistym krzakiem zdjął swe obuwie, ażeby w pokorze uczcić to miejsce, w którym Słowo Boże z takim cudownym złączyło się znakiem, tak i ja teraz, w tej świątyni Pana czuję, że muszę upaść na kolana. Bo taka świętość idzie ku mnie z Ziemi, góry, wąwozy, dolin mrocznych skręty - wszystko się zdaje wołać: "Swięty, święty", jakby tu chodził Bóg z anioły swemi. I nie śmiem oczu wznieść, gdzie gorejąca, Promiennym blaskiem lśni monstrancja słońca. Taka się cichość robi niezmierzona, w duszy przygasa wszystko - bóle, znoje, codziennych myśli próżne niepokoje - wolne nad światem wyciąga ramiona. I nad żywota się unoszę ciemnię, i słyszę Boga głos znów, lecz już we mnie. <”Skrzydła” 1930>
Olga Małkowska „Modlitwa”
Nie daj mi Panie, nie daj żyć jako te kwiaty W ciasnej grzędzie wyrosłe, wybladłe skarlałe Bez woni, które w ciszy życie pędzą całe Wpatrzone w skrawek nieba i w próg białej chaty
Ani im się marzy, że są kędyś światy Przeogromnych przestrzeni, gdzie w burzach stwardniałe Rosną wiaty – ich w siostry, bujne, krasne, śmiałe I w pożarach słońc kąpią swych koron szkarłaty.
Nie daj mi Panie, w prochu pełzać ziemi W czczych słów znaki bezdźwięczne zdobić życia księgę. Tyś wielki. Kochasz Wielkość, jej moc i potęgę.
Daj więc, DAJ W NIEBO RWAĆ SIĘ SKRZYDŁAMI ORLEMI Daj, choćby pierś zdruzgotać o granitów skały W szczytnym locie do słońca. Do zwycięstwa, do chwały.
<”Iskry” 1926>
Lubiłam wichrów halny szum, tęskny jak pieśń morza, I czas wieczornych, cichych dum, rozlany na przestworza, I orlich lotów, chmurnych skał pieśń mi w duszy grała W szeroki świat, do pól, do chat, dusza się tęsknie rwała. Lecz dziś od pieni ptaszęcych skarg, od mgieł, od wód przeźroczy, Milszy niż szkarłat twoich warg, i twoje ciche oczy. I cudów barwny oddam świat, i słońca blaski złote I wszystkie sny wyśnionych dni, za jedną twą pieszczotę.
|